Ci, którzy czytali sagę Zmierzch lub śledzili losy Belli i Edwarda w kinie, powinni wiedzieć o czym mowa :-)
Nieprzypadkowo autorka powieści Zmierzch umiejscowiła akcję swojej sagi w najbardziej deszczowym miejscu w USA. Wampiry nie lubią światła, a słońca już tym bardziej. Wampiry-wegetarianie potrzebują dużej ilości lasów, aby móc polować na zwierzynę (i nie zjadać ludzi). A lasów (deszczowych) na półwyspie Olympic nie brakuje!
Na trasie naszej wycieczki znalazły się miejsca znane z powieści, jak choćby miasteczko Forks, gdzie mieszkali Bella i Edward. Odwiedziliśmy też La Push – rezerwat indian plemienia Quileute. Według sagi Indianie z plemienia Quileute mogą zmieniać się w wilkołaki, w celu obrony lokalnej społeczności przed grasującymi w okolicznych lasach wampirami. Niestety, ani w Forks, ani w La Push, nie widzieliśmy żadnych wilkołaków, ani wampirów - najprawdopodobniej wystraszyła je pogoda :-). Nas też w sumie wystraszyła… mieliśmy nadzieję na zachód słońca lub przynajmniej przyjemny piknik na plaży (w końcu to koniec kwietnia – prawie majówka) a jedyne co dostaliśmy to wiatr i deszcz (z każdej strony, nawet padający od dołu – zupełnie jak na Islandii) i kiepskie zdjęcia na ISO 1600. Miasteczko Forks było jeszcze mniej przyjazne i właściwie zrezygnowaliśmy ze spacerowania w wstrugach deszczu na rzecz ciepłych gofrów w hotelu :-)
Na wybrzeżu Pacyfiku zaskoczyły nas duże ilości drewna na plaży (znowu przypomniała się Islandia i fiordy zachodnie) oraz duża ilość małych, przybrzeżnych wysepek z wysokimi klifami. Wyobrażam sobie, że przy słonecznej pogodzie musi to pięknie wyglądać!
Dużo ciekawsze niż plaża wydały mi się lasy deszczowe (rain forest). W drodze do Forks mieliśmy ich lekki przedsmak – prawdziwa uczta czekała na nas następnego dnia, kiedy to w planach mieliśmy zwiedzanie Hoh Rain Forest. Ale o tym w następnym odcinku…
0 komentarze:
Prześlij komentarz