Poniżej prezentuję książkę, którą stworzył mój mąż. Jako fan dużych miast i szklanych budynków postanowił skoncentrować się na urokach Nowego Jorku - sami zobaczcie jak mu to wyszło:
poniedziałek, 27 września 2010
piątek, 24 września 2010
By
Ola
@
00:14
USA: Day 6 - Wielki Kanion / Grand Canyon
Tego dnia to nie pospaliśmy - nie dość że dostał nam się ostatni pokój w motelu przy wielkim klimatyzatorze, to jeszcze Tomek kazał wstawać na wschód słońca - o 4 rano. Ciężko było, ale jakoś się pozbieraliśmy - o 5:30 byliśmy już na punkcie widokowym Hopi Point i czekaliśmy na słonko. Warto było - może nie tyle co oszołomił nas widok, ale spokój i cisza jaka panowała tam z rana. Zjedliśmy też śniadanie nad krawędzią kanionu - i myśle że było to jedno z lepszych śniadań na tym wyjeździe :-) Pozostałą częśc dnia spędziliśmy poruszając się wzdłuż południowej krawędzi kanionu - od punktu do punktu.Niestety zabrakło czasu na wędrówkę w dół - zresztą w lipcu mogłoby to być niezbyt dobrym pomysłem. Temperatura na dnie kanionu sięga w tym czasie prawie 50 st!
13 | Wieża widokowa Desert View Watchtower - ciekawe malunki w środku (stylizowana na indiańską budowlę) Desert View Watchtower |
14 | Widok na bezkresną wyżynę Kolorado, po zachodzie słońca. Zdjęcie zrobione w okolicach Page Colorado Plateau - after sunset, view from the mountains, close to Page |
poniedziałek, 20 września 2010
By
Ola
@
21:12
USA: Day 5 - Route 66
Na piąty dzień zaplanowaliśmy dojechać do Wielkiego Kanionu. Żeby jednak zobaczyć trochę "prawdziwej" Ameryki i nie jechać nudną autostradą, postanowiliśmy błądzić bocznymi drogami. W ten sposób trafiliśmy na Route 66 - historyczną trasę prowadzącą niegdyś z Chicago do Los Angeles (prawie 4000km długości). Drogę wybudowano w latach 20, z czasem jednak jej znaczenie uległo zmniejszeniu aż w końcu skreślono ją z listy autostrad. Odcinki tej trasy, które pozostały do dzisiejszego dnia, mają znaczenie wyłącznie turystyczne. Odcinek prowadzący przez Arizonę jest bardzo widokowy. Po drodze mijaliśmy miasteczka w których czas naprawdę się zatrzymał (np. Oatman, AZ)- wyglądają jak rodem z westernów (stare drewniane domki etc.). Nad Wielki Kanion udało nam się dojechać dopiero wieczorem. Niestety była to sobota i były tam tłumy ludzi - dość długie błądzenie w poszukiwaniu motelu i burza z piorunami spowodowały że nie zdążyliśmy zobaczyć zbyt wiele. Udało się jednak zobaczyć piękny zachód słońca nad kanionem i zjeść dobrego steka w lokalnej knajpie!
1 | Historyczna trasa Route 66 - odcinek w Arizonie - tuż przed miastem Oatman Historic Route 66 - Arizona, close to Oatman |
2 | Historyczna trasa Route 66 - odcinek w Arizonie - tuż przed miastem Oatman Historic Route 66 - Arizona, close to Oatman |
10 | Po drodze natrafiliśmy na lotnisko i znajomo wyglądające samoloty :-) Ciekawe co robiły na środku pustyni w Arizonie Driving Route 66, we found an airport and Scandinavian Airlines aircraft! |
11 | Pod wieczór udało nam się dotrzeć wreszcie nad kanion. Pierwsze wrażenie jest niesamowite! Żadne zdjęcia nie są w stanie oddać wielkości tego kanionu ani piękna. To trzeba po prostu przeżyć Finally we got to the Grand Canyon - the first impression was amazing! No photo can show that! |
czwartek, 16 września 2010
By
Ola
@
23:26
USA: Day 4 - Park Narodowy Drzew Jozuego / Joshua Tree National Park
Noc minęła bardzo spokojnie - udało nam się znaleźć w Palm Springs całkiem miły hotelik za rozsądną cenę - miał nawet basen i śniadanie. Pamiętam że wieczorem poszłam się wykąpać w tym basenie (próbowałam się schłodzić) - przyniosło to mizerny efekt bo woda w basenie była cieplejsza niż powietrze (które miało ok 38 st C) więc prędko wróciłam do pokoju. Rano z kolei pobijaliśmy rekord prędkości w pakowaniu się do auta - nikt nie był w stanie wytrzymać na parkingu w pełnym słońcu dłużej niż 5 minut. Temperatura chyba dobiła do jakichś 43 stopni (w słońcu odczuwało się więcej) więc szybko zamknęliśmy się szczelnie w naszym Hyundai Sonata i odpaliliśmy klimę na pełną moc. No i ruszyliśmy zwiedzać - tego dnia do Parku Narodowego Drzew Jozuego - na pustyni Mohave. Sama pustynia wygladała ciekawie - nigdy wcześniej nie widzialam takiej roślinności więc z tym większym zainteresowaniem przyglądałam się każdej roślince. Nasi współtowarzysze wycieczki na każdym postoju zmagali się w trudną decyzją "wyjść czy też nie wyjść z auta". Na dworze straszyło jakieś 43 stopnie C więc czasem cieżko było się przemóc. Pustynia okazała się nieco drapieżna - co prawda nie zaatakował nas żaden skorpion ani wąż ale za to zaatakował nas .. kaktus. I to juz na pierwszym postoju czepił się butów (przebijając skórzaną podeszwę) i za nic w świecie nie dało się go odseparować - czepiał sie po prostu każdej rzeczy którą przytknięto (łącznie z podeszwą buta). Zwiedzając dalej park narodowy natknęliśmy się na całe stado tych kaktusów (zdjęcia w Cholla Cactus Garden) i dowiedzieliśmy się że nie należy ich dotykać (troszke za późno). Same drzewa Jozuego występują tylko w północnej części parku i nie są to tak naprawdę drzewa tylko pokaźnych rozmiarów juki. Gdzieniedzie rosną tak gęsto że przypomina to prawdziwy las. Nazwane zostały drzewami Jozuego przez wędrującyh tu Mormonów - gałęzie tych drzew przypominają wzniesione w modlitwie ręce. Po obejrzeniu drzew Jozuego udaliśmy się na obiad do uroczej miejscowości o nazwie Twentynine Palms (29 Palm). Myślę że długo będziemy pamiętać tę wizytę - było tam jeszcze cieplej niż na pustyni i biegliśmy sprintem z auta do klimatyzowanego marketu bo nie szło wytrzymać. Po powrocie z obiadu mieliśmy nieco większy problem bo siedzenia w aucie tak się nagrzały że nie dało się usiąść. Pod koniec dnia udało nam się jeszcze zobaczyć ciekawe osady solne na pustyni Mohave - były to zapewne resztki morza lub jeziora które istniało tu kiedyś. Miejsce było niesamowite, szczególnie w świetle zachodzącego słońca. Do tego wiał taki mocny, gorący wiatr - co przy temperaturze ok 47 C (117 F - tyle pokazywal termometr w aucie) dawało wrażenie jakby się stało w podmuchu olbrzymiej suszarki do włosów. Na zachód słońca udało nam się dotrzeć do wydm Kelso - a potem na nocleg do Needles.
1 | Palm Springs - oswajamy się z nowym klimatem. Pierwsze kontakty z kłującym kaktusem (na pierwszym planie) Palm Springs - our first steps on the desert. |
4 | Południowa cześć parku obejmuje pustynię Colorado (nie ma na niej drzew Jozuego - rosną one tylko na pustyni Mohave) Southern part of the National Park - Colorado Desert |
9 | Podstępne kłujące kaktusy - Cholla Cactus Garden Cholla Cactus Garden - dangerous "springing" cacti |
15 | W tym miejscu pustynia Colorado przechodzi w pustynię Mohave (pustynie te są ponoć bardzo różne pod względem roślinności) The place where Colorado desert merges with Mohave desert |
Subskrybuj:
Posty (Atom)