Sydney zwiedzaliśmy głównie po ciemku. Wynikało to po pierwsze z tego, że jak na pielgrzymów przystało staraliśmy się brać udział w wydarzeniach związanych z World Youth Day (no dobra nie we wszystkich braliśmy udział...) i po drugie, że koło godziny 17:00 było już zupełnie ciemno! Niestety lipcowo-zimowa pora w Sydney to nie tylko chłodniejsze powietrze ale i krótszy dzień. I tak mieliśmy szczęście... zimą w Danii robi się ciemno koło godziny 14:00.
Sydney jest jednak pełne uroku również po zachodzie słońca. Światła budynków odbijają się w wodach zatoki, tworząc w ten sposób przestrzeń mieniącą się kolorami tęczy. Warto odwiedzić nawet te mniej uczęszczane miejsca - małe, ciche zatoczki często dają możliwość napawania się pięknym widokiem miasta w oddali. Jak np. widok z Watsons Bay:

Watsons Bay to wschodnie przedmieścia Sydney, położone ok 11 km od centrum, przy ujściu zatoki do Pacyfiku. Niezwykle cichy i uroczy zakątek. Można tu dotrzeć w około 20 minut promem z centrum. A tuż obok przystani mieści się kultowa restauracja Doyles (wyśmienite fish&chips :-))

Przystań promowa Watsons Bay

Restauracja Doyles

A to już centrum - ogrody botaniczne

Widok na centrum Sydney od strony ogrodów botanicznych

Opera 1

Opera 2 (nie mogłam się powstrzymać)

Widok na Harbour bridge i operę od strony lunaparku (North Sydney)

Widok na przystań promów i kolejki Circular Quay

Dzielnica The Rocks - jedna z najstarszych w Sydney. Dużo zabytkowych kamienic z charakterystycznymi zdobionymi balkonami

Stare magazyny portowe - obecnie dzielnica teatrów i apartamentów

Apartamenty nad zatoką: zamiast miejsca parkingowego na auto - miejsca parkingowe na jacht

Darling Harbour - reprezentacyjna część Sydney. Fontanny, restauracje na statkach, muzea, wystawy, drogie sklepy.. jednym słowem przepych. Ta latarnia pomiędzy wieżowcami to wschodzący księżyc (wpakował się w kadr)

Fontanny - darling harbour

Olbrzymia neonowa reklama Coca-Coli. Chyba największa jaką w życiu widziałam. Jakoś tak sprawiała wrażenie elementu jakby z innej epoki. Może dlatego, że neony i neonowe reklamy praktycznie zniknęły z naszej codzienności. Tym ciekawiej było zobaczyć coś takiego w centrum Sydney